Niedawno poznany 9-letni "Brytyjczyk" to kot, którego spotkała nie lada niespodzianka. Otóż do jego domu wprowadził się… maleńki kotek rasy devon rex. Oczywiście nie sam, a za sprawą decyzji ludzkich opiekunów. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdy przestrzegano kilku podstawowych zasad łączenia stada, czyli tzw. dokocenia. Niestety, w życiu starszego kota w ostatnich miesiącach nagromadziło się stresów, a dodatkowy bodziec w postaci maluszka dodatkowo negatywnie wpłynął na kociego rezydenta. Jednym z zachowań, które starszak prezentował wobec maluszka to… ataki, dopadanie, gryzienie… niestety aż do krwi. Na szczęscie opiekunka w porę rozdzieliła koty i młody zamieszkał w osobnym pokoju. To był dobry ruch, który zalecam zresztą na początku każdego dokocenia – dużo czasu na wymianę zapachową między kotami i zero! kontaktu wzrokowego w pierwszych 2-3 dobach. Dzięki powolnemu zapoznawaniu większości kocich opiekunów udaje się uniknąc dylematów: czy kocia agresja to wynik działającego instynktu łowieckiego, a może konkurencji terytorialnej, czy też jeszcze innych pobudek. Dodatkowo, jak i większości kotów, które DAWNO NIE BYŁY BADANE ( a zwłascza przez dokoceniem) i temu Brytyjczykowi zaleciłam kontrolę u lekarza weterynarii, a z badań: m.in badanie krwii. Musimy bowiem wykluczyć przyczyny bólowe i chorobowe jako tło agresywnych zachowań wobec małego kotka.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.